W rekonstrukcji historycznej koncentracji wojsk Jagiełły pod Żarnowem przed wymarszem na Grunwald udział wzięła pięćdziesięciu osobowa drużyna wojów z Opoczyńskiej Ziemi. Nasi zbrojni mieli charakterystyczne tarcze z Herbem Odrowążów i miecze. Odziani byli w jednolite żółte bądź czerwone płaszcze.
Był rok 1410. W czasie dziesięciodniowego rozejmu, w przeddzień jednej z największych bitew średniowiecza, Król Polski Władysław Jagiełło udał się na Łysą Górę do klasztoru Św. Krzyża, aby paradoksalnie prosić Boga o powodzenie w wojnie z Zakonem Najświętszej Marii Panny.
W tamtych czasach największym wrogiem Królestwa i Wielkiego Księstwa był Zakon Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego, który na ziemie polskie został sprowadzony przez księcia Konrada zwanego później Mazowieckim, aby wyperswadować Prusakom ich pogańskie skłonności. Intencje Książę miał dobre, ale wyszło jak wyszło i do historii przeszedł w niesławie.
Zakon zapuścił korzenie i nie zamierzał dobrowolnie oddać nadbałtyckich terenów, które od wieków należały do Polski i były piastowskim dziedzictwem. Prowadząc sukcesywną ekspansję pod pretekstem krzewienia wiary chrześcijańskiej, będąc przy tym potęgą militarną, zaczął poważnie zagrażać zarówno Polsce, jak i Litwie. W swoich zapędach Krzyżacy posunęli się do aneksji Żmudzi, a tego było już za wiele. Konfrontacja zbrojna na szeroką skalę była nieunikniona.
Wojna z takim przeciwnikiem wymagała gruntownych przygotowań w każdym aspekcie militarnego rzemiosła. Bo wojna, to nie tylko bezpośrednia konfrontacja z otwartą przyłbicą na udeptanym polu, z okrzykiem hura na ustach, lecz szereg zabiegów dyplomatycznych, które mają przysporzyć sprawie sojuszników. To również, opracowanie optymalnej strategii, opartej na znajomości słabych punktów przeciwnika. To, w końcu - z jednej strony - długofalowe planowanie oparte na racjonalnych przesłankach - a z drugiej - szybkie decyzje, wynikające z właściwej oceny sytuacji.
Przygotowania do ostatecznego starcia trwały przez całą zimę. Prowadzony był zaciąg i zarządzono polowania, aby zapewnić aprowizację wojsku. Szykowano się na długą batalię. Propaganda uprawiana przez Zakon była bezpardonowa i kreowała niekorzystny, antychrześcijański wizerunek Polski, jako sojuszniczki Litwy, w chrześcijańskiej Europie. Dlatego dyplomacja polska nie mogła zapaść w sen zimowy - miała pełne ręce roboty, aby ten obraz zmienić.
Nadeszła wiosna, a potem lato. Rycerstwo ruszyło w pole. Prowadzone działania zbrojne przechylały szalę zwycięstwa raz na jedną, raz na drugą stronę. Aż w końcu 15 lipca 1410 roku pod wsią Grunwald starły się na śmierć i życie dwie potężne armie. Zwycięzca mógł być tylko jeden.
Traktat podpisany w Toruniu, nie był optymalnym rozwiązaniem, i nie zagwarantował trwałego pokoju, ale dał jedynie chwilę wytchnienia. Długo jeszcze przyszło Jagiellonom zmagać się z państwem krzyżackim, aż do 1525 roku, kiedy to Albrecht Hohenzollern złożył hołd lenny Zygmuntowi Staremu.
Dotarłszy prawie na sam szczyt Łysej Góry, po wyjściu na otwartą przestrzeń oczom Króla ukazał się monumentalny zarys sanktuarium, którego architektura wkomponowana w krajobraz, przyprawiała o drżenie. Ten niezwykły widok, pełen tajemnicy, zawsze rodził skruchę w sercach pątników. Jagiełło padł na kolana i uderzył się w pierś, dając wyraz temu, że jego ziemska władza jest marnością w porównaniu z potęgą boskiego majestatu.
Opuściwszy święte miejsce, Król ze swoją świtą, wyruszył w kierunku Prus na spotkanie przeznaczenia. Orszak przemieszczał się powoli. Mijając ostępy leśne, dotarł do rzeki, której wody miały kolor dość ciemny, wręcz czarny. Trakt wiódł wzdłuż koryta, które wiło się meandrami.
Prawdopodobnie tutejsze lasy były oazą dzikiej zwierzyny - nie tylko płowej, ale drobnicy i ptactwa. Liczne buchtowiska i babrzyska świadczyły, że dziki mają tu swoje zaklęte rewiry i są bardzo aktywne. Z daleka dochodziło ględzenie łani i bulgot cietrzewia.
Daleko do Żarnowa? - zapytał Król.
Nie, nie, już całkiem blisko, wieczorem będziemy na miejscu Wasza Wysokość.
Słońce, chyląc się ku zachodowi, sprawiało wrażenie olbrzyma, który za chwilę połknie Ziemię. Król poczuł zmęczenie i zsiadł z konia. Rozprostował kości, wyginając się trochę nienaturalnie. Rozejrzał się po okolicy. Obejmując wzrokiem rozległą panoramę, stwierdził autorytatywnie, że jest to dobre miejsce na osadę, i - jak pokazała historia, słowa wypowiedziane wtedy mimochodem, okazały się prorocze.
Król rozkazał, aby rozkulbaczyć konie i puścić je na popas. Jagiełło znany był z tego, że piękno przyrody urzekało go, jak mało co. Nieraz, oczarowany jakimś naturalnym zjawiskiem, potrafił zapomnieć, nie tylko o swoich królewskich obowiązkach, ale i o całym bożym świecie. Legenda głosi, że przyczyną jego śmierci było zapalenie płuc, którego nabawił się słuchając do późna w nocy śpiewu słowika.
Nic więc dziwnego, że był zachwycony tym miejscem. Przysiadł na zwalonym przez wichurę pniu i ...milczał. Tylko świerszcz swoim graniem miał odwagę zakłócać zamyślenie Króla. Nieopodal słychać było rozrechotany staw. Przedwieczorny koncert był przyczyną pewnej reminiscencji. Jagiełło przypomniał sobie, że na Litwie odgłos żabiej orkiestry, to dobry omen.
foto Nikodem Białecki