A jednak się przyjaźnimy...
16-06-2009
Nie zdajemy sobie nawet sprawy z tego jak wiele łączy nas z Węgrami. Właściwie powinno się chyba napisać „łączyło”, bo kto dziś u nas jeszcze interesuje się tym krajem? Kto pamięta że Węgierkami były ważne dla nas święte: Kinga i Jadwiga? Albo, że w czasie powstania warszawskiego węgierscy żołnierze, w tamtym czasie sojusznicy Niemiec, nie chcieli strzelać do Polaków? Pewnie niewielu, bo popkultura, która dziś kształtuje naszą świadomość, niezbyt łaskawie obchodzi się z węgierskimi bratankami. Na Węgrzech zresztą jest podobnie. Lukę postanowili wypełnić Paweł Cebula i Grzegorz Górny. Jak tłumaczą we wstępie do książki „Węgierski łącznik”, zafrapował ich fenomen, który zaobserwowali przed dziesięciu laty na Węgrzech – aż 36 posłów ówczesnego parlamentu mówiło po polsku (10 procent wszystkich parlamentarzystów!).
Okazało się, że wielu z nich należało do tzw. pokolenia autostopowiczów, dla którego Polska w latach 70. i 80. ubiegłego wieku była enklawą wolności. Przyjeżdżali do nas zachwyceni możliwością swobodnego podróżowania ( na Węgrzech stłamszonych przez reżim Janosa Kadara autostop był zakazany), oglądali polskie filmy porównując bohaterów „Kanału” czy „Popiołu i diamentu” ze swoimi doświadczeniami z 1956 roku ( u nich nie wolno było wspominać węgierskiego powstania). Chodzili na pielgrzymki do Częstochowy, nawet jeśli byli obojętni religijnie ( na Węgrzech Kościół był zastraszony i wypchnięty na margines), rozmawiali z Polakami na tematy, o których w swoim kraju niemal nie ważyli się myśleć. „Iwan Baba (zostanie potem zastępcą pierwszego niekoumnistycznego ministra spraw zagranicznych - przyp. red.) wysłał do Polski swoich dorastających synów, żeby poczuli jak smakuje wolność”- wspomina Akos Engelmayer, dyplomata i były ambasador Węgier w Warszawie. A także zwłaszcza w latach 80., uczyli się konspirować – wielu z nich było związanych z węgierską opozycją antykomunistyczną. Takie wspomnienia mają wszyscy rozmówcy Cebuli i Górnego: Akos Engelmayer, Csaba György Kiss, Istvan Kovacs, Attila Szalai i Imre Molnar. Trochę żal, że w tamtej polskiej inspiracji i wzajemnej sympatii tak niewiele zostało. I że tak bardzo nie potrafiliśmy tego wykorzystać.
- Beata Zubowicz „Rzeczpospolita” 15 czerwca 2009, nr 138 (8344)
Powyższy artykuł z Gazety „Rzeczpospolita” dowodzi, że działania, artykuły lokalnej opoczyńskiej prasy na przyjaźń polsko – węgierską są tendencyjne, potwierdzające jedynie niekompetencję i niewiedzę redaktorów prowadzących. Żeby polemizować na dany temat, podejmować działania, tłumaczyć historię – podkreślamy ponownie - należy ją poznać. Osobiste zdanie „wojującego z historią” nie interesuje nas. Liczą się fakty.
Opoczyńskiej społeczności, po tylu artykułach zamieszczonych na naszej stronie, jak również tym, którym zapewne znana jest podstawowa wiedza z historii, poddajemy ten artykuł pod rozwagę. Czy praktyki minionego ustroju opartego na fałszowaniu prawdy, w demokratycznym państwie mogą być tolerowane, albo (o zgrozo!) – nagradzane?! No tak – kto ma media – ma władzę, a wiedzę? Chyba już dość tego autoośmieszania się redaktorów... Polecamy także lekturę podręczników do historii - nawet tych do szkoły podstawowej...